Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 1 140.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

roznoszono po mieście, wożono po domach, zbierając podpisy, od których jednakże wielu się cofało.
Kościół, natychmiast po tej scenie dramatycznej, która się w nim odegrała, wypróżniać się zaczął, ale naprzód pańskie powozy i poczty pozabierały dostojników, których odjazdowi lud się przypatrywał ciekawie, potem dopiero mieszczanie i szlachta gromadami ku bramie zamkowej popłynęli. W tłumach tych słychać było rozprawianie, śmiechy, wykrzykiwania, z których trudno było wnieść za kim była większość, czy za wojewodą wileńskim, czy za księciem biskupem i Czartoryskiemi, których tu mało znano, gdy Radziwiłł ze złej i z dobrej strony dał się poznać i był przez jednego czczony, przez drugich nienawidzony.
Przez cały czas nieszporów i manifestacji, pani hetmanowa, której miejsce zapewnił Tołoczko i sam jej towarzyszył, przypatrywała się z górnej loży wprost całemu widowisku, gdyż miała miejsce naprzeciw tronu biskupiego, tak dobrze wybrane, iż jej wcale widać nie było, a ona doskonale ztąd przypatrywać się mogła i słuchać.
Tołoczko wymógł na niej, że z sobą do towarzystwa zaprosiła strażnikowę z córką. Ta odmówiła zrazu i nie chciała jechać, ale gdy hetmanowa na nią nastała, aby choć córce z nią zabrać się dozwoliła dla rozrywki, zezwoliła aby Aniela towarzyszyła księżnie Sapieżynie.
Rotmistrz nasz był tem uszczęśliwiony, bo mu nic nie przeszkadzało zbliżyć się do panny Anieli i po raz pierwszy dłuższą z nią rozmowę prowadzić. Hetmanowa była tak zatopiona cała w tem, co miała