Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 026.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zdaje, że jego od mojego wina głowa boli? Jako żywo... nosi on na niej ciężar wielki, co za dziw iż zdrów nie jest...
Dwuznacznik ten na twarz bladą hetmanowej, wywołał rumieniec. Podano tymczasem na tacy wino i wodę...
Kamerdyner ujął flaszkę z wodą.
— Daj że ty mi pokój z tem paskudztwem, w którym gęsi... nogi myją... nalej wina, za zdrowie hetmanowej.
To mówiąc powstał i kielich duszkiem spełnił.
— Widzę, że się hetmana nie doczekam — rzekł ocierając usta. — Zatem stopy całuję...
To mówiąc, zawrócił się już nie patrząc na gospodynię, która go milczącym dygiem pożegnała szydersko, swobodnie, zwolna pociągnął nazad do ganku, dokąd go młody Lubomirski przeprowadzał. Do niego się nie odezwał ani słowa. Dworzan dwu pod ręce go ująwszy pomogli siąść do karety.
W salonie księżnej przez czas jakiś panowało milczenie — księżnie się jeszcze twarz paliła od gniewu. Panie, które mimowolnie słuchały rozmowy, nie wiedziały czem teraz zatrzeć jej wrażenie, gdy hetmanowa się odezwała.
— Nie mam szczęścia do księcia jegomości... Zawsze z sobą wojnę prowadzić musimy.
Sceny tej, choć zdaleka, i panna Aniela była świadkiem — a wykwintnej i sentymentalnej panience, sławny książe wojewoda nie podobał się wcale.
Nie wiele zrozumiała z rozmowy, ale po głosie uczuła, że jej protektorka i wojewoda nie byli z sobą w najlepszych stosunkach.