Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Anielciu droga, powtarzała jej, ty masz zepsuty smak, podobają ci się fircyki. Ale na gacha, to jeszcze pół biedy, a na męża się nie zdali na nic. Ja jestem stara i niepowabna, a gdyby się o mnie taki w peruce galant starał, kijembym go od siebie precz odpędziła.
Otóż czego świadkiem panna Aniela być miała na tym świecie polerowanym i tak wykwintnego obyczaju.
Z Wilna wyjeżdżać jak do niego wjeżdżać hetmanowi nie godziło się incognito, trzeba było okazać hetmańską fantazję, a choć już teraźniejszego Sapiehy dwór nie mógł się równać z tych Sapiehów, kanclerzów i hetmanów dworami, który na raz z sobą po kilkaset ludzi dla swej okazałości na koszcie swym prowadzili; książe też musiał wyciągać z pewną pompą. Powozów szło kilka dosyć wytwornych. W jednym z nich jechała hetmanowa, na przedzie mając pannę Anielę, a obok siebie panią Połubińską starościnę nowomiejską. Hetman jechał przodem, w karecie też, i chciał mieć przy sobie generała adjutanta Putkamera.
Putkamerowi zaś, że czas był piękny, a on konno i jeździć lubił i umiał, zachciało się dosiąść dzianeta. Wymówił się więc, że dla wielkiej parady wystąpi konno.
Tak się stało.
Tołoczko też, żeby się przed panną, z tem popisał, iż koniem włada dzielnie, kazał sobie podać wierzchowca i ledwie mu wyperswadowali, że się jak na solenność jaką nie przystroił w łuk i kołczan po