Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

świadczam, po każdej z nim rozmowie, wypoczynek pewien jest potrzebnym.
— Sądzisz? — spytał król.
— W. Kr. Mość masz ślady znużenia na twarzy — dodał Brühl.
August spojrzał w zwierciadło. W istocie twarz miał nabrzękłą i jakby nalaną, powieki ciężkie, senne zapadały mu na oczy, skóra fałdowała się około ust zaciśniętych.
— Przyznam ci się, że chciałem widzieć tego poczciwego Steinheila — rzekł cicho.
— Ale dla czegoż nie i owszem — przerwał minister — nie wiem tylko jak W. Kr. Mość tem rozporządzisz. Mnie by pilno było bardzo posłać go do Frankfurtu, właśnie dla naradzenia się z rezydentem cesarskim co do... przyszłej sukcesji tronu. Nie rad bym tego odkładać, Steinheil jest mi potrzebny, jemu jednemu to powierzyć mogę, bo jego jednego jestem pewnym. Więc chyba byś N. Pan za powrotem jego...
Król głową dał znak przyzwolenia.
— Pożegnaj-że go odemnie — rzekł łagodnie.
Brühl się skłonił.
W godzin parę potem, karetka jego stała przed Złotym Aniołem, w którym Steinheil zajmował małą izdebkę.
Na stoliku leżał otwarty Tacyt, który w drodze mu towarzyszył.
Steinheil stojąc czytał z niego coś, kończąc chleba kawałek posmarowany ulubionym mu gęsim szmalcem. Wszedł Brühl i niezmiernie uprzejmie go powitał.