— Cóż tu płacz pomoże? — odezwała się Lewandowska.
Po krótkiem milczeniu pochyliła się poufale do ucha Łowczanka.
— Nie pamiętam — rzekła — żeby księżna była kiedy, od bardzo dawna, w takiem, jak dziś położeniu. Wydatki ma ogromne, drą ją na wszystkie strony, a tu niewiedzieć zkąd brać pieniędzy. U księcia w kasie pająki sieci snują. Księżna posyłała do swoich dóbr, odpowiedział Worzyński, że nie może dać nic, aż po Nowym Roku. Pożyczyć nie ma u kogo. Hetmanowa wszystkim się pozadłużała. Klejnotów na zastaw dać nie zechce za nic, a my monety kuć nie możemy.
— Rozstąp się ziemio — szepnął Tołoczko, który miał znaczny zapas desperackich wyrażeń.
— Żal mi waćpana bardzo — ciągnęła dalej Lewandowska — aleś sobie kupił sam taki kłopot, że o większy trudno. Gdybyż panna miała rozum, przepraszam, ale jej się zachciewa niewiedzieć czego, a sądzi, że strażnikówna trocka...
Niedokończyła przez wzgląd na biednego Tołoczkę, który spuścił głowę i stękał.
— Co ja tu zrobię? — rzekł — gdybyś panna Łowczanka była łaskawa, starać się skłonić hetmanowę do nabycia tej rogówki.
— Widzę, że waćpan nie znasz naszej pani — odparła Łowczanka. — Ma taką naturę, że gdy ją kto namawia na co, niezawodnie zrobi na przekór, powtóre, mówię waćpanu, że pieniędzy nie ma. Naostatek powiada, że się nie chce dać obdzierać. Jeśli co
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Saskie ostatki tom 2 162.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.