którzy nam chleb odjadają, na prebendy i urzędy chudy pachołek się nie dostanie.
Niektórzy z gości, nie przysłuchując się tej rozmowie, pomiędzy sobą szeptali, śmieli się i czem innem zajmowali, Semko niekiedy na klechę spoglądał.
— Z czegóż żyjesz? — zapytał jeden z panoszów.
— Z łaski Bożej i pańskiej — kornie odparł Bobrek. — Dla biedaka i pruszyny ze stołów bogaczy spadające starczą. Napisze się błogosławieństwo, odmówi modlitewkę, przeczyta ewangelję, odśpiewa pieśń pobożną. Nie jednemu przywilej drogi zechce się kazać przepisać dla dzieci... Zaklęcia od febry, od innych chorób do noszenia na piersiach, i inne świętości pisane, także się potrafi dostarczyć.
Wtem Semko przerwał nagle.
— Z Poznania jesteś? idziesz więc ztamtąd?
Bobrek się trochę zawahał z odpowiedzią.
— Trochę dawno jestem z Poznania — rzekł — człowiek się wlecze ode dworu do dworu, od miasteczka do miasteczka, nie jako chce, ale jako może.
— A nie ograbili cię tam po drodze? — wtrącił wesoło jeden ze szlachty.
Bobrek pokazał swą ubogą odzież i próżne kieszenie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.