Nałęcze tu starsi są od Grzymały, której przodkowie niedawno z Niemiec swoją bramę miejską przynieśli. Nasza chusta krwawa tak tu stara jak chrześciańska wiara; my tu ojczyce.
Zawołał to z wielką dumą Bartosz, i oczy mu posępnie błysnęły.
Semko zadumany nic nie odpowiadał. Ponieważ gość usta już otarł i od stołu się odsunął, bo mu się jeść odechciało, przysunął się chłopak z misą, nalewką i ręcznikiem do umycia rąk.
Kanclerz poruszył się z za stoła, a Socha poszedł za jego przykładem; co widząc szlachta, niosła się po cichu ku drzwiom. Smutne milczenie panowało w izbie, Semko roztargniony stół dalej nożem ciosał, co mogło znakiem być, że się nie uspokoił jeszcze.
Bartosz czas jakiś siedział poglądając po izbie i na księcia, aż znowu mówić począł.
— Miłościwy książe, jechałem tu z nadzieją dobrą, powrócę bardzo markotny. Rychło mi trzeba nazad, gdy tu nie skóram nic. Grzymałowie nie spią, a na moje gródki i wioski zęby wyszczerzają.
Usłyszawszy to książe, ruszył się z krzesła swego, nożyk do pochwy wkładając, i teraz dopiero zdziwiony postrzegł, jaką nim szkodę wyrządził bezmyślnie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.