Zawołano na wieczerzę, na którą znowu wtoczyło się trochę szlachty, przybył kanclerz i wojewoda.
Książę wyszedł więcej zasępiony niż zrana, Bartosz za to weselszy. Wojewoda stary poznał zaraz, że gość niedarmo tu siedział tak długo.
W ciągu wieczerzy jednak, Semko unikał rozmowy o tem, co wszystkich najmocniej zajmowało. Szlachta powiastki łowieckie rozpowiadać zaczęła, Bartosz dużo miał też o Domaracie i krwawym djable, o wojnie Nałęczów z Grzymałami do mówienia... Wyklinano i odgrażano się na okrutników.
Przedmiot to był niewyczerpany, bo każdy dzień nowym gwałtem, najazdem i łupieztwem się znaczył. Grzymałowie ze swym Domaratem, wielkorządzcą z ramienia królowej, dotąd górę brali, a uzuchwaleni, stare rozkrwawiali rany i zadawali coraz nowe, grozą chcąc zmusić do posłuszeństwa.
Walka wrzała rozpłomieniona tem, że już Nałęcze dwukrotnie odepchnięci przez Zygmunta Luksemburczyka do ostateczności byli doprowadzeni. Kupy zbrojne zbierały się z obu stron... a o pojednaniu słuchać nikt nie chciał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.