Siedział on w Płocku, mając już tu nadane sobie probostwo, nosząc niby sutannę, ale więcej się łowami i wszelaką swawolą zabawiając, niż przysposabianiem do powołania, którego nie czuł. Ze wstrętem swym do stanu duchownego wcale się nie taił.
Semko go nie lubił, nie obawiał się dotąd, lecz o przyszłość był niespokojny. Małoletni Henryk nieraz już głośno się z tem słyszeć dawał, że równe z Januszem i Semkiem ma prawo do ojcowskiej spuścizny...
Gorącej krwi, śmiały jak każdy zawczasu wyswobodzony dzieciak, z ludźmi aż do zuchwalstwa samowolny, popędliwy, był postrachem całego dworu.
Szczególniej nie lubiły go stara Błachowa i Ulina, bo pierwszej z nich naprzykrzał się nieustannie napastując zostające pod jej dozorem dziewczęta, które bronić musiała, a drugiej obcesowemi zalotami obrzydł wielce.
Kłóciły się z nim ciągle, ale Błachowej i Uliny gniewy a skargi Henryk sobie lekceważył, śmiał się i na przekorę wdzierał do ich izb, dokazując tam, i nie dając się niczem wystraszyć.
Kilka razy sam Semko ztamtąd wyrzucić go musiał.
Cały dwór książęcy, nie śmiejąc się przeciwić bratu pańskiemu, równie się go lękał jak nienawidził.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.