Nie miał też przyjaciół i między duchownemi których gniewało to, że ich suknię wdziewał, do nich się liczył, czasu nabożeństwa w ławie u chóru pierwsze zajmował miejsce, a pacierzy nawet kapłańskich odmawiać i śpiewać z niemi nie chciał.
Całe dnie spędzał zwykle na łowach, albo po wsiach i polach za innem, białem zwierzem, bezwstydnie się uganiając. Młodocianemu wiekowi jego wybaczano wiele, lecz mimo to, wszystkim był uprzykrzonym, miłym nikomu.
Księża się tem pocieszali po cichu, że nim infułę włoży i zostanie ich głową, w inną stronę się zwróci, bo się z tem nie taił Henryk, że wolał żenić się i panować, niż księdzem pozostać.
Ani Janusz Czerski, ni Semko Płocki, do podziału ojcowizny i rządów go przypuszczać nie myśleli, mając za sobą wyraźną wolę ojca, który go do stanu duchownego przeznaczył.
Tymczasem wyrostkowi bujać swobodnie dozwalano. Okiełznać go było trudno.
Odprawiony przez Semka młody książę, poszedł naprzód na swe probostwo na zamku, ostrogami pobrzękując, ale po drodze zobaczywszy światło w oknie ks. kanclerza, przez szpary okiennicy się dobywające, zastukał do drzwi jego. Z tego śmiałego dobijania się łatwo się mógł domyśleć kanclerz, kto tak późno go niepokoił.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/083
Ta strona została uwierzytelniona.