Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy nieco spoczęli, markgraf ich kazał prosić do siehie na wieczerzę.
Lubiące występować panię, ustroiło się od jedwabiów i łańcuchów, królewską przybierając postawę.
Weszli dwaj Węgrowie, także się ochędóżnie przybrawszy, łańcuchy na szyje pokładłszy, z poszanowaniem, ale bez zbytniej uniżoności dla przyszłego pana swojego.
Zygmunt jako żywy i lekkomyślny był, zaraz im sprawą swoją przekładać zaczął, wyśmiewając Polaków.
Do starszego z nich, który urząd podkomorzego przy dworze Elżbiety pełnił, przystępując, rzekł.
— Dobrze, żeście mi tu w pomoc przyciągnęli, aby prędzej ten śmieszny a bezrozumny opór złamać, który mi tu zuchwali ludzie, niepamiętni swych przysiąg, stawić śmieją. Sami niewiedzą czego chcą, burzą się i buntują!
Przyjęli mnie wszyscy niemal, i główny arcypasterz Gnieźnieński, jako króla, cześć mi oddawali wielką, na tronie sadzali w Gnieźnie, a teraz że oto tego (wskazał na Domarata) znieść nie mogą, podnieśli bunt...
Zagroziłem im karaniem wielkiem...
Podkomorzy ów, którego Ferenczem mianowano, wcale gorącości Zygmuntowej nie dzieląc, rzekł chłodno.