w ręku głównie był straszny — słowem zaś nie lubił szermować.
Inny z Nałęczów był gębą całego rodu.
Zwano go Otkiem, a obyczajem wieku, przezywano starego Lepiechą. Miał ten Otek na granicy Kujaw, ziemi przestrzeń dużą, majętności borowe. Zamożny był bardzo, nawet, z czem naówczas mało kto mógł się pochlubić, w grzywny i grosz zapaśnym był.
Mimo to, z pozoru wejrzawszy nań, trudno było od kmiecia lub chłopa odróżnić. Chodził zawsze w kożuchu wytartym, często w skórzniach prostych, w czapce baraniej, w koszuli zgrzebnej. Twarz miał opaloną, plamistą, ręce czarne ogromne, oblicze straszne zboja, wejrzenie jak piorun rażące, a umyślnie zdawał się przybierać pozór człowieka ubogiego, aby przy nim jego możność i znaczenie silniej odbijało.
Wiedzieli bowiem wszyscy, że na jego zawołanie, ubogich Nałęczów i ich powinowatych gromady zbiedz się każdego czasu były gotowe. Znaczniejsza ich część za wodza go swojego miała, i nie bez przyczyny, bo karmić ich, poić, osłaniać, bronić i pomagać każdego czasu był gotów, choć despotycznie się obchodził z niemi.
Otek Lepiecha łatwoby był mógł i dla rodu swego i dla zamożności dojść do urzędów znacznych, kasztelanem zostać lub starostą, ale nie chciał. Powiadał zawsze, iż on doma nikomu nie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.