bo Otek się tak chlubił łatami na kożuchu, jak inni złotemi łańcuchy.
Bądź co bądź szanowali go ludzie, bo mimo tej próżności, serca był chrześciańskiego, litościwego i dla biednych miłosierny.
O Lepiesze dowiedziawszy się Domarat, że i on do Wiślicy zjechał, i to nie sam ale z chmarą Nałęczów, bardzo był markotny, bo temu żadną siłą, strachem ni powagą gęby zawiązać nikt nie potrafił.
Tak się wszyscy na ów wielki dzień świętego Mikołaja gotowali, iż o szarym brzasku mszę odprawiono, aby co rychlej począć obrady. Na zamek zawczasu ciągnęła szlachta gromadnie.
Żadna ich tam izba i największa pomieścić nie mogła, co przewidując, szopę w podwórcu pobudowano wielką, która drzwiami wchodowemi szerokiemi z sienią i izbami zamkowemi się łączyła. Nie było czasu ani potrzeby jej ubierać; ściany zarzucono tarcicami w słupy, ławy tylko dla starszyzny i duchowieństwa ustawiono pod ścianą zamkową. Zresztą na ziemi słomy nasłano grubo, i dach też nią był pokryty. Światła tyle było, co przez szerokie wnijścia wpadało.
Jeszcze ani markgraf, ani arcybiskup i biskupi węgierscy nie stawili się do szopy, gdy ona już prawie była pełną, a gwarną jak targowica.
Była to chwila może najwięcej stanowiąca, bo się ludzie porozumiewali. Spotykano się, obej-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.