porozumieniem z nią, jednę z królewien wziąć za panią.
Nadto dumnym był Luksemburczyk, aby chciał przemawiać za sobą i kogokolwiekbądź prosić. Wśród gwaru, poruszył się z siedzenia, tyłem zwracając do zgromadzenia, i wszedł na zamek, nikomu głową nie skinąwszy.
Swobodniejszemi przez to stały się narady, a że panowie krakowscy z wielkopolskiemi bez mała zgodni byli, garść tych co się opierać chcieli, zamilknąć musiała.
Dotychczas przyjaciel Domarata, stronnik Zygmunta, który już koronować go był gotów, arcybiskup postrzegł teraz, że przeciwko ogólnemu prądowi walczyć nie może. Zgadzał się więc na to, co wnosił Jaśko Topor, a co z życzeniem posłów węgierskich licowało.
Pod wieczór nie ulegało już wątpliwości, iż za Luksemburczykiem nikt się nie będzie śmiał odzywać. Arcybiskup, poszeptawszy coś z Domaratem, milczał, na głos ogólny zdawał się godzić wreszcie nawet wielkopolski pan, ale chytrze się uśmiechał.
Bartosz z Odolanowa, który tu przybył, aby Semka mazowieckiego podnieść sprawę i imię jego rzucić na szalę, za poradą Lepiechy zmilczał.
— Z Semkiem czas będzie wystąpić — rzekł stary Nałęcz. — Jawna rzecz, że królowa da córkę, a wybór męża dla niej, pozostawi nam.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.