wpaść mógł, a buntowników zmusić do posłuszeństwa.
Chociaż posłowie węgierscy w imieniu królowej oświadczyli się tak neutralnie, nie brał tego Luksemburczyk za ostatnie słowo Elżbiety — ale za zręczny wybieg polityczny, dla uspokojenia umysłów.
Widocznie królowa nie chciała drażnić Polaków, a spodziewała się, pozyskawszy sobie przewódzców, z córką im i męża narzucić. O zerwanie umowy nie posądzał królowej.
Pocieszał się więc pijąc i zabawiając, choć dochodząca z szopy wrzawa naprzykrzała mu się wielce. Rad był, gdy pod wieczór nareście tłum się ten rozpływać zaczął.
Nie obchodziło go to wielce, co tam postanowiono, uważał bowiem uchwały sejmu tego za rzecz tymczasową i małego znaczenia.
W ostatku, cała ta sprawa wśród kraju barbarzyńskiego, ogołoconego ze wszystkich świetności do jakich nawykł — straszliwie go nudziła.
W tych myślach zatopionego i leżącego ze psy swemi na posłaniu, zastał wsuwający się pocichu Domarat z Pierzchna.
Wielkorządzca poznański był jednym z tych ludzi, których sam temperament zmusza do despotyzmu, niepohamowany, gwałtowny i mściwy, niepowodzeniem zamiast się opamiętać, doprowadzony był do wściekłości.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.