krakowskiego wyprzedził, a w bramie się opowiedziawszy jako własny dworzanin pana Dobiesława, do miasta wjeżdżał bez przeszkody i do gospody, zdawna sobie znanej przy ulicy Grodzkiej, do Bieniasza z Torunia, zaciągnął...
Niemiec był czystej krwi ów Bieniasz, niedawno tu osiedlony i przyjęty do mieszczaństwa, sowicie się opłaciwszy za to, że go do kupców zaliczono. A że pieniędzmi przy rozumie wszędzie się wszystko łacno robi, przybylec zaś był człowiek gładki, rozmowny, grosza nieskąpiący, i okazywał jakby tu miał wielki handel wieźć kupią wszelaką — pozyskał sobie wielką wziętość i zachowanie.
Dotąd jednak zapowiedziany jego handel, dla różnych wrzekomych przeszkód się nie rozpoczynał. Jeździł tylko często Bieniasz, nie wiadomo dokąd, ludzie doń różnych stron, niemcy wszyscy, przybywali, przesiadywali. Gadania było wiele, a towary zawsze w drodze...
Na sposób jego życia mało kto zwracał uwagę, bo nikomu to nie szkodziło, że zamożny człek, wczasu zażywał. A wszędzie go było pełno, na ratuszu, w świdnickiej piwnicy, na targach, między ławnikami i urzędnikami. Mówiono o nim, że ciekawy był i zabawiać się lubił lada czem.
Wyglądał bardzo poważnie, twarz miał pięknie zaokrągloną, rumianą, oko wesołe, usta świeże, zęby białe, brzuszek pokaźny i nosił się
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.