Janusz palcami przebierał po stole i dumał, nim się odezwał.
— Słuchajno Semku. Mówią mi, że cię płosi ludzie na niebezpieczną grę namawiają. Prawda to, czy nie? Widząc, że ty się z tem do mnie nie zgłaszasz, musiałem przybyć, aby się pewnego czegoś dowiedzieć... Lękam się — tyś młody!
— Jaką grę? — rzekł Semko.
— A no... Gra to gorsza niż w kości — mówił Janusz wzdychając. — Bodaj czy cię nie kuszą polską koroną, dla której gotóweś swoje księztwo, jeśli nie stracić, to dać spustoszyć?
Semko wstał z siedzenia...
— Krokum żadnego o to nie czynił i nie myślę czynić — rzekł — widzisz, siedzę spokojnie doma. Czy oni o mnie myślą, niewiem spełna — a gdyby pomyśleli, mamże odpychać?
Janusz słuchał, palcami wciąż przebierając po stole...
— Płochy to lud a namiętny, co cię tą koroną bałamucić chce — mówił powoli. — Chcą tobą drugich nastraszyć, aby wyjednać czego im potrzeba...
Korona ta bardzo wysoko i daleko!...
Z Luksemburczykiem sprawa nieskończona, nie da się on ani z Węgier, ani z Polski tak łatwo wygnać. Pan możny i plecu szerokich — po za nim Niemców i Czechów siła, i panowie Krzyżacy....
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.