Gdyby królowa Elżbieta drugą królewnę dała do Polski, i tej nikt nie dostanie, bo ją tak samo jak Maryą dzieckiem poślubiono pod zaręką wielką Wilhelmowi Rakuzkiemu i chowali ją przecie we Wiedniu dla niego, a jego dla niej w Budzie.
— Mówią przecie, że śluby te nie warte nic — odparł Semko.
Janusz patrzał w ziemię, milczący.
— Musieli cię już za serce pochwycić, królewnej ci się i tronu zachciało! Lecz, wierz mi starszemu, niebezpieczna to zabawa...
Litwę już mamy na nas rozjątrzoną, a z Jagiełłem i bracią jego niema co żartować, Krzyżaków sobie na kark ściągniesz, a bodaj i na mnie w dodatku... Część Polaków mieć będziesz przeciwko sobie. Siła złego, tylu na jednego.... i to jeszcze książątko Mazowieckie!!
Semko wyraziście spojrzał na brata, i nie sprzeczając się o innych, dodał tylko.
— Z panami teutońskiego zakonu, nie mam waśni żadnej, owszem dobrzy mi są, a podarkami obsyłają.
— Tem ci gorzej! — wtrącił Janusz. — Nieprzyjaciółmi ich mieć to kaźń Boża, a przyjaciółmi... nieszczęście wielkie. Kleszcze to są, które gdy do ciała przylgną, z ciałem je chyba wyrwiesz. Wrogów swych zabijają w jawnej walce, a druhów pocałunkami trują... Przyjaźni ich się strzeż!
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.