— Jedno przecież wybierać potrzeba! — odparł Semko.
— To już ledwiebym ich nie wolał wrogami znać, byle zawieszenie broni trwało — śmiejąc się rzekł Janusz.
A chwilę pomilczawszy, mówił dalej...
— Pomnij na ojcowskie słowa, Semku, i patrz na mnie. Pokój mam ze wszystkiemi, niczyjego nie chcę, ale i swojego nie dam. Wiedzą o tem.
Dają mi więc w spokoju gospodarzyć, budować i ludzi na puste ziemie ściągać. Z pomocą Bożą, jest co czynić w lasach naszych i piaskach, póki się nie zaludni i nie zabuduje. Miasta trzeba zakładać, wsie osadzać, grunta wydzierać, gościńce trzebić... chłopów od głodu i moru zabezpieczyć. Tak ojciec nasz czynił, tak wielkiej onej pamięci król Kaźmirz, którego nam wszystkim naśladować.
Semko słuchał, ale roztargniony i nie okazując wielkiego temi prawdami przejęcia, tak, że Janusz dorozumiawszy się może, iż próżno go nawraca, odetchnął żałościwie i sparł się na ręku zamilkłszy...
Młodszy siedział milczący czas jakiś także.
— Ja do rozkazania ci nie mam nic — dodał starszy, nie doczekawszy się odpowiedzi — ale sercem braterskiem radzę i życzę, odżeń precz tych, co dla własnych korzyści na niebezpieczeństwa cię ciągną...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.