Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Semko się namyślił nad odpowiedzią i odezwał wreście wesoło na pozór.
— Miły bracie, tak mnie potępiacie i sądzicie, jakbym ja począł co już, i zerwał się do czego? Nic ci niema! nie czynię nic, nie żądam ani się napieram, wojować ani myślę! Patrzę i słucham, alem palca nie umoczył...
— Daj-że Boże, aby i nadal tak pozostało, a ludzie cię nie oplatali w takie sieci, z których dobyć się trudno całym!!
— Nie dam się przecie ująć łatwo! — zawołał Semko — a choć młody jestem i krew mam gorętszą, pomnę i ja na ojca przestrogi...
— Czyń-że tak i na dal, a nie skrywaj nic przedemną! — rzekł Janusz.
— Ukrywać nie mam co! — zawołał Semko — nie przedsiębiorę nic!
— Wielu z Piastów naszych dzielnic pozbyło, chcąc nadto panowania — dodał Janusz.
Semko głową zaprzeczył.
— A Łoktek? — zapytał.
— Takich się niewielu rodzi — odezwał się Janusz — aby takim jak on być, szczególnego błogosławieństwa Bożego potrzeba...
Przestał mówić starszy i obaj czas jakiś milczeli...
— Poczekawszy — rzekł Janusz — chociaż młodym jeszcze jesteś, o gnieździeby ci pomyśleć