trzeba, żony szukać... to cię do domu przywiąże...
— Zawcześnie bodaj — odpowiedział Semko śmiejąc się. — Nie mam do tego zbyt wielkiej ochoty...
— Przyjdzie ona — wtrącił Janusz — byle cię tacy rycerze, jak ten Bartosz z Koźmina na niepotrzebne harce nie wyciągnęli. Zapragnie się sławy rycerskiej, potem tej korony i tronu i Krakowa, a do tych nas nie dopuszczą!! Wielkopolanie sami o tem nie stanowią, krakowscy zaś panowie mądrzejsi są i zawsze nad niemi górę biorą, a my dla nich... za mali!!
Spojrzał na Semka, którego twarz zdradzała; lecz młodszy nie rzekł słowa, zacisnął usta i postanowiwszy zaprzeć się wszelkiej pożądliwości, zbywał nauki milczeniem.
Tak pomiędzy braćmi nierównego wieku, charakteru i doświadczenia rozpoczęła się rozmowa, która z małemi przestankami przez cały ten dzień trwała do późna.
Janusz podejrzywał Semka uparcie, iż mu się szczerze z myśli swych zwierzyć nie chce; próbował, lecz nic dobyć z niego nie mógł, oprócz powtórnych zapewnień, iż zbroi się tylko dla własnego bezpieczeństwa.
Potrzeba było wreście świadectwa starszyzny, których w pomoc wezwał młody książę. Abram Socha i kanclerz, przyszli uspokajać Janusza,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.