dalsze otworzyć może, bo Mazowsze wielceby się przydało... Ziemia nieżyzna, ale Wisłę w ręku dzierżeć — ważna rzecz.
— Byłem pewny, że się na to zgodzicie ze mną — odparł Czolner wysłuchawszy cierpliwie. O ziemię zastawną z samym Semkiem układać się potrzeba... Na teraz jest tu tylko poseł od niego, którego chcecieli posłuchać — wezwać każę. Jestto pół-brat zakonu i dobry nasz sługa.
To mówiąc, gdy się nikt nie przeciwił, Czolner podszedł do stojących za drzwiami dwóch swoich kompanów, i jednego z nich posłał po Bobrka, który na dole czekał.
Rada tymczasem szydersko o sprawach polskich i o Semku rozprawiała, o rozruchach wielkopolskich, o korzyściach, jakie już z nich Brandeburczycy odniesli, zamki nad granicą opanowawszy. Wiedzieli też o sprzedaży przez Węgrów niepoczciwych, zamków ruskich Litwie — i oburzeni nią byli, nie że dla Polski były stracone, ale że nienawistna im zyskała je Litwa.
Wśród żywych rozpraw o tym przedmiocie, co Polskę teraz czekało, i jak zakon względem niej się miał stawić — wsunął się pokornie kłaniając Bobrek. Wszystkich oczy na niego się zwróciły.
Tu on był znowu innym — smielszym, nie tak skurczonym, a sama suknia czyniła go do niepoznania różnym od biednego klechy w Płocku...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/192
Ta strona została uwierzytelniona.