Miał teraz na sobie szarą odzież zakonu z pół-krzyżem, jako braciszek i sługa jego.
Suknia ta dowodziła, że poprzysiągł wierność i należał do tej wielkiej rodziny, której starszyzna tu obradowała.
Nie idąc dalej, stał u progu i czekał, ażby go badać poczęto.
— Kto cię wysłał? — spytał Czolner.
— Ks. Piotrek, kanclerz książęcy — rzekł Bobrek.
— Klecha! — mruknął z pogardą, znany ze swej niechęci ku duchownictwu, marszałek Wallenrod.
— Cóż? potrzeba im pieniędzy na wyprawę do Wielkopolski? — pytał Czolner.
— Tak się domyślać można — odezwał się osmielając Bobrek. Byłem tam właśnie, gdy książe Janusz Czerski przybył, a ten podobno odradzał mięszanie się do spraw polskich, ale Bartosz z Odolanowa musiał przemódz.
— Janusz — przerwał Szpitalnik pokręcając głową — ten baczny jest i ostrożny, jego nie wciągnie nikt. Spokój mu miły. Siedzi jak lis w jamie.
— I Semka pono nie od razu namówili Wielkopolanie — mówił Bobrek — ale mu na pewno obiecują koronę. Przygotowania się czynią — a no bez grosza nie ma nic.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.