jechał, aby się waśnił z rodzoną? To nie było jechać po co.
Jaśko zapatrzył się w ogień.
— Gdybyś chciał żyć po bożemu, takim jakim ja cię widziećbym rada, dom by ci był otwarty — dodała.
— Albo to moja wina — odezwał się Bobrek, — że pani matka niemców nie lubi, ja zaś z ojca niemcem jestem i im służę; polskiego zaś rodu i plemienia nie cierpię.
— Milcz że! wiesz, że to krew moja i ty ją masz w sobie.
Bobrek zadrgał.
— Gdybym wiedział, kędy ona płynie we mnie, wyprułbym żyły i wytoczył ją.
Agata rzuciła się tak gwałtownie z miejsca, iż kołowrotek przechylił się i miał paść, gdy go silną ręką pochwyciła i postawiła na podłodze z taką mocą, iż kawałki drzewa z niego odpadły.
— Z temżeś to przybył! aby mi powiedzieć, że się dzieckiem mojem zwać nie chcesz? — krzyknęła wskazując na drzwi — no, to nie masz tu co popasać długo, jużeś swoje spełnił.
Bobrek zrazu chciał wstać z ławy, ale się wstrzymał, zmusił do ostygnienia, pobladł i począł z obojętnem szyderstwem.
— Albom to ja winien, że synem jestem mojego ojca? W pani matce inna krew mówi, inna we mnie, na to niema rady.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.