sobie. — Ślijcież mnie, proszę, a sprawię wedle rozkazania.
Kanclerz zdziwiony słuchał, niepozorną tę istotę widząc zmieniającą się dziwnie w ważnego posła i pożądanego pośrednika.
Wrócił raz jeszcze do księcia i znowu Bobrek długo na powrót jego oczekiwać musiał.
Wszystko wreście postanowionem zostało. Semko trzeciego dnia miał bez dworu, z maleńkim pocztem, jako człek nieznany spotkać się z mistrzem. Kanclerz miał mu towarzyszyć, gdyż przy naradach mógł być potrzebnym.
Bobrek otrzymał obietnicę pięknego podarku, bo taki był obyczaj wieku, iż go dać musiano za każdą posługę. Nikt darmo nic nie robił. Obdarzano świadków i pisarzy, tych co pieczęcie przykładali, i tych co do zawarcia umów byli pomocą.
Odpowiedź zaledwie otrzymawszy, Bobrek chwili nie zmarnował. Potrzebował wypoczynku, ale wygodniejszy znaleść się spodziewał u Pelcza, a może piękną Anchen, starannie przed nim ukrywaną, zobaczyć.
Częste te przesuwania się Bobrka, starego kotlarza niemało zaciekawiały, lecz Bobrek milczeć w potrzebie umiał, i gdy do umów a układów przychodzić miało, o których zawczasu głosić niebezpiecznem było, nie myślał się spowiadać otyłemu przyjacielowi z czem tu przejeżdżał.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.