rozrzutna, wspaniała, nie płynęła z serca wcale, była po prostu rachubą, okazem bogactw i możności zakonu, jego potęgi. Sadzono się na nią równie względem gości z zachodu, jak dla innych dostojnych panów, będących z Krzyżakami w stosunkach. Olśniewali nią, upokarzali, dowodzili skarbów niewyczerpanych, rozumiejąc dobrze, jaką siłę daje bogactwo.
Z taką wystawnością przyjmowano tu Witolda, tak dawniej ugaszczano Kaźmirza polskiego i wielu innych. Wydatki były ogromne, lecz opłacały się sławą i rozgłosem, jakie zakon zdobywał. Tak możnemu stowarzyszeniu rycerskiemu lada lichej ofiary też uczynić nie było można; gdy się chciano wywdzięczyć, musiano sypać złotem i szafować ziemią.
Uczty częstokroć przez długi przeciąg czasu przed wyprawami, w ciągu ich, po szczęśliwym powrocie przedłużały się, przenosząc z obozami, z jednego miejsca na drugie.
Bobrek pozostał w Malborgu, oczekując tu na Semka przybycie. Posłannictwo jego było skończone; o danem mu przez Domarata wcale nie myślał. Napomknął on o niem panom swoim, ale ci wprost mięszać się do spraw wielkopolskich nie chcieli, obiecując tylko, iż Brandeburczykom i Sasom oznajmią, ażeby z okoliczności pomyślnych korzystali.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.