Czuł się więc jakby od zobowiązania względem Domarata wolnym.
W czasie pobytu Semka i kanclerza nie chciał się pokazywać klecha, ażeby nie obudzić jakich podejrzeń i nie zamknąć sobie w przyszłości drogi na Mazowsze.
Jako braciszek przybrany zakonu jawnie występować nie chciał, a jako biedny klecha nie śmiał się pokazać, aby go to na śmiech gawiedzi nie naraziło.
Wszelkie duchowieństwo tak świeckie jak zakonne, i wszystko co doń należało, nie miało łaski u rycerzy miecza.
Z klechami obchodzono się z pogardą, lekceważeniem, dumą ich upokarzającą. Nigdzie kapłani ostrzejszego i bezmyślniejszego nie doznawali w obejściu się ucisku jak pod panowaniem zakonu... Ówczesny marszałek Konrad Wallenrod słynął z tej nienawiści dla duchowieństwa, które srodze prześladował.
Łatwo to wytłumaczyć, zważywszy, że stan duchowny był potęgą, która na ziemi do Krzyżaków należącej, mogła ich znaczenie osłabić, a w przyszłości stać się dla zakonu niebezpieczną, czyniąc od niego niezależną.
Pilnowano też, ażeby proboszczowie przy kościołach, kapelani przy wojsku, klasztory po miastach w srogiej karności i podległości trzymane były.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.