nie. Malał on tutaj, wydawał się słabym i nienawiść dla niemców budziła się mimowolnie.
Nierychło po zdjęciu obrusów, po wypiciu ostatnich kubków, od których wymawiał się książę, przystąpili do rozwowy o sprawie, jaka go tu sprowadzała.
Kanclerz zabrał głos z rozkazu Semka. Mistrz obrócił się ku niemu. Od pierwszych wyrazów przewidzieć było można, iż Krzyżak z położenia sąsiada, z jego słabości będzie korzystać. Otwarcie wyznał, stanowczo bardzo, iż pieniędzy dać inaczej nie może, tylko w zastaw na ziemię.
Semko niewielą słowy do rozpraw się wtrącał, do których wkrótce wezwany, przyłączył się prokurator i podskarbi zakonu. Czolner zostawując im roztrząsanie warunków, odciągnął księcia na stronę, zabawiając lekką pogadanką o sokołach i łowiectwie. Czasu dosyć zeszło, nim kanclerz umówił się o wysokość i warunki pożyczki. Zakon dać chciał jak najmniej, a wziąć jak najwięcej. O każdą piędź ziemi i kopę groszy, potrzeba było upartą staczać walkę, nim do pisania i pieczętowania przyszło.
Semko wszystko zdał na kanclerza. Sam Czolner potem zagaił o Witoldzie, wynosząc wielkie jego przymioty rycerskie, męztwo, ducha niezłomnego, a użalając się nad losem niezasłużonym, jaki go spotkał od niepoczciwego, okrutnego Jagiełły.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.