wielką. — Słuchaj mnie do końca... Nikomu tego poselstwa zgody powierzyć nie mogę, aby nie zdradzono. Przypłaciłbym głową — posyłać nie śmiem... Jedź ty do Jagiełły, będziesz mu pożądanym, pokój mu przyniesiesz, nie posądzą cię, bo sam potrzebujesz z nim się pojednać. Niech się przejedna ze mną, spadniemy potem jak piorun na łby tych zbójów.
Oczy mu zapałały.
— Jedź z tem odemnie do Jagiełły, powiedz mu, niech mi odda ojcowiznę, pojednamy się — inaczej Litwa pod ich mieczem zginie. Obu nas czeka niewola, poddaństwo, zguba, śmierć.
Witold mówił szybko, porywczo i chwycił rękę Semka, którą ścisnął w żelaznej swej dłoni.
— Jedź tajemnym wysłańcem odemnie — dodał — uczyń to dla nas. W Polsce za ciebie inni wojować będą, a tam nikt cię nie zastąpi. Nie zwierzaj tego nikomu, nie posyłaj za siebie nikogo, sam, sam jedź.
Mów — zgoda-li?... nie??...
Semko pomyślał trochę — nie był pewien, jak postąpić, uszom własnym nie wierzył, a i trwoga jakaś go ogarniała.
— Rozważyliście to wy dobrze? — zapytał po namyśle. — A jeżeli Jagiełło rozjątrzony zgodę odrzuci i sam o tem Krzyżakom doniesie?...
— Nie uczyni tego! - odparł Witold — mam dowody, iż chce pojednania... Zgoda ta jemu
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.