Witold pozostał z wielkim marszałkiem i starym Rosenem.
Pieniądze liczono i ważono, gdy Czolner w kącie izby począł z księciem rozmowę, nadając jej cechę poufałą i życzliwą.
— Pragnęlibyśmy bardzo — rzekł — aby się księciu powiodło staranie o koronę, a mamy nadzieję, w takim razie, że będziemy dobremi sąsiadami i przyjaciółmi. Spory nasze wszelkie o granice i posiadłości zakończym zgodnie i z korzyścią dla stron obu. Weź książe za przykład we wszystkiem dostojnego wuja swojego księcia Władysława Ruskiego (Opolskiego), pana który rozumem, obyczajami, zacnością swą, pierwszym dziś jest między polskiemi książęty. Rycerz to, który godzien, aby się zwać niemieckim i stanąć obok najznakomitszych. My go szanujemy i kochamy.
Tu Czolner zamilkszy na chwilę, mówił po małym namyśle.
— Nie ujmuję bynajmniej księciu Witoldowi, męztwu jego i szlachetnym duszy przymiotom, ale charakter ma niespokojny, niestety! Dziś widzicie go z zakonem naszym w najlepszej przyjaźni, my jednak mało nań rachujemy. Musimy pilno nań patrzeć, bo nigdy pewni być nie możemy, że lada jaka przejednania się nadzieja, nie oderwie go od nas, a nie zapędzi na Litwę.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/244
Ta strona została uwierzytelniona.