Mówiąc to Czolner tak bystro patrzał w oczy Semkowi, iż ten zmięszany, mimowolnie na twarz mu wytryskujące poczuwszy rumieńce, musiał odpowiedzieć żywo.
— Nie sądźcie go tak surowo. Z tego co mi mówił, widzę, że wdzięczen jest zakonowi.
— O tem ja na dziś, nie wątpię — odparł Czolner — tylko za jutro nie ręczę. Książe namiętnym jest, uczuciu nad sobą panować daje. Jeżeli wytrwa z nami w przymierzu, myśmy pewni, że mu tron Litwy zdobędziemy. Jagiełło niema jego bystrości umysłu, i nie jest stworzonym, do utrzymania się w tych ciężkich czasach.
Sam on tu czuje, gdyż śle do nas posły, żąda zgody i do ofiar jest gotów.
Semko nie wiele już mówić chciał o sprawach obcych, obawiając się zdradzić bezwiednie, bo czuł jak wielką nad nim przebiegły i zimny Czolner miał wyższość.
Naostatek wszystko ukończonem zostało, dano znak gotowości do drogi, przyniesiono strzemienne. Witold wtargnął do izby, aby Semka pożegnać.
Otoczeni mnogiemi swiadkami, mogli się tylko porozumieć oczyma, a książe litewski nie odprowadzał go nawet dalej progu, i do swoich komnat powrócił.
Z dodanemi rycerzami krzyżackiemi i knechtami, puścił się książe nazad drogą do Torunia.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/245
Ta strona została uwierzytelniona.