Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

Semko takim powrócił do Płocka, że Błachowa i Ulinka, wybiegłszy witać go, przestraszone zostały.
Stara posądziła go, że chorym był, lepiej odgadujące dziewczę zrozumiało zaraz, że choroba leżała na duszy.
Nie badała go przy matce, bo wiedziała, że przy niej nic nie wydobędzie z niego... Sam na sam spodziewała się dowiedzieć o tajemnicy.
Wiedziały obie niewiasty, że pieniądze pożądane kanclerz przywiózł z sobą i oddał je podskarbiemu. Umowa więc stanęła. Czasowe powięcenie Wizny nie tłumaczyło tego smutku, rozdrażnienia i niecierpliwości, jakie Semko okazywał.
Ulinka, znająca go najlepiej, czytała w nim jak w własnej duszy, czuła, że się coś stać musiało, z czem on taił się lub wstydał wyznać.
Późnym wieczorem, gdy Semko miał już kłaść się na spoczynek, uchyliła się zasłona. Ulina matce wnijść nie dopuściła, sama przyszła do niego. Jeżeli miał się zwierzyć z czem, przed nią tylko samą mógł to uczynić. Znalazła go w krześle nad stołem, łokciami spartego na nim, z głową w dłoniach. Podniósł ją gdy weszła, a ona zbliżywszy się powoli, uderzyła go po ramieniu i pogłaskała go głowie.
Biała jej dłoń przesuwała się z upodobaniem