— Wy? jechać do Jagiełły? do Wilna? — zawołał, — ależ się to nie skryje, cały świat o tem wiedzieć będzie, Krzyżacy najpierwsi, bo oni słyszą jak trawa rośnie. A! i mścić się będą!
— Mówiłem już wam, ojcze — gwałtownie wybuchnął Semko — uczynić to muszę. Postaram się też, aby o tem nikt nie wiedział, ale przed wami taić nie chciałem. Wyjadę wrzekomo do Czerska, z drogi do Wilna nawrócę.
Kanclerz stał oniemiały z rękami złożonemi jeszcze, Semko wzrokiem się dopominał odpowiedzi.
— A więc, jest to już postanowione? — spytał.
— Słowo dałem, i korzyść dla siebie w tem widzę, — odparł książe. Jagiełło gniewny jest, odgryza się, wrogiem mnie zowie. Ja pokoju potrzebuję i dla siebie go wyjednam również. Radź mi kogo w podróż mam wziąć z sobą.
— Sambym gotów, bo się przy opiece Bożej nie lękam nikogo i niczego — rzekł ksiądz spokojnie — ani męczeństwa od niewiernych dla chwały Bożej; ale ja Litwy nie znam i wam nie przydam się na nic.
Zadumał się skłopotany kanclerz.
— Są w Wilnie Franciszkanie — rzekł — choć się tam kryć muszą. Oni z Hawnulem starostą, który u Jagiełły prawą jest ręką i doradźcą. w ścisłych stosunkach, to ich dobroczyńca. Od
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.