interesie kaligraficznym, chciał być o tem poinformowanym, ale zagadniety kanclerz odpowiedział mu dwuznacznie, że zapewne rychło powróci. Zostawił mu papier, inkaust, chłopca do usług no — i dworską strawę swoją.
Klecha sądził, że w dziedzińcu około ludzi i koni, dowie się czego i przypadkiem zmyślił pilną potrzebę, stanął za węgłem, słuchał, ale z niczem powrócił. Ufał w to tylko, że za powrotem ksiądz się z czemś przecież wygada.
Najwięcej go niepokoił pośpiech wielki, i tajemnica wyboru w drogę, do której na dworze nie byli przywykli, bo tu się wszystko jawnie czyniło, i trąbiło na cztery wiatry.
W czasie podróży do Malborga, nie było w Płocku młodego Henryka. Wyprawiono go na łowy do dóbr jego, a za oczyma w lasach zawsze długo przebywać lubił — i nie powrócił, aż teraz, gdy już Semko był w domu.
Na probostwie zaraz służba mu doniosła, że brat jego z kanclerzem podróż jakąś odbył, i że z niej przywieziono pieniądze.
Dla Henryka, który nigdy ich nie miał a zawsze pożądał, była to wiadomość przyjemna; spodziewał się coś dostać od brata. Tajemnica wycieczki do Malborga nie była tak ściśle zachowywana, aby się nie domyślano jeł celu. Mówić tylko zbyt otwarcie nie śmiano.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.