nad tem zadumał i wygadał przed niemcem, że na zamku coś się knuje, czego dojść nie mógł. We dwu z kotlarzem próżno sobie głowy łamali.
Nazajutrz wcześniej niż zwykle był już u kanclerza i nie zastał go — odprawiał mszę świętą.
Chłopak posługujący, z którym się już poprzyjaźnił, oznajmił mu śmiejąc się, że książę o brzasku wyruszył z małym pocztem niewiadomo dokąd, a wczorajszy zakonnik do orszaku się przyłączył.
Nie dał po sobie poznać Bobrek, jak go ta wiadomość obeszła, lecz przybity był i zły, iż napróżno śledził, a o celu tej tajemniczej wyprawy nie wiedział nic.
Mnich z Wielkopolski mógł najłatwiej służyć za przewodnika do niej, ale Bartosz z Odolanowa i książęcy kopijnicy jeszcze lepszemi w tamtą stronę byli towarzyszami. Semko ich nie wziął z sobą.
Obowiązany donosić wielkiemu mistrzowi co tu widział i słyszał, upokorzonym był bezsilnością swoją. Zasiadł do pisania zły bardzo, i rękopism pewnie na tem ucierpieć musiał. Cała nadzieja była teraz w księciu Henryku ale i ta zawiodła, bo około południa, gdy już i kanclerz był w domu, przypatrując się pisaniu, wpadł z hałasem młody książę.
— Co to znaczy księżę kanclerzu? — wołał od progu. — Semko się jak złodziej wykradł
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.