z zamku. Dokąd?... po co?... Wczoraj plótł przedemną czemu nie wierzę że miał jechać do Czerska?... Dziś go już nie ma! I starego zakonnika wziął, chyba aby mu po drodze pomagał odmawiać pacierze! Jaki pobożny się zrobił!
Kanclerz dał mu spokojnie wykrzyczeć się i wyburzyć a potem odpowiedział z flegmą wielką.
— Przecież księciu Semkowi wolno jechać kędy mu się żywnie podoba? Przedemną ani przed nikim tłumaczyć się nie potrzebuje. Pojechał widzieć się z bratem, czy na łowy cóż to tak dziwnego?...
— Nieprawda! nieprawda! — zaburczał Henryk. — Na łowy brać z sobą starego zakonnika, coście go wy umyślnie wczoraj tak pilno przywieźli?... Z bratem widzieć się nie potrzebował, bo Janusz tu niedawno był.
Pojechał gdzieś na jakieś inne łowy ale ja będę o tem wiedział, choć przedemną taicie! — zakończył śmiejąc się młody książe.
Kanclerz z powagą odszedł nie mówiąc nic.
Henryka bolało to najmocniej, że się z nim, jak z dzieckiem obchodzono, a z niczem zwierzać nie chciano. Pobiegł na zwiady, a gdy Bobrek po skończonej robocie stawił się na probostwie, znalazł go wesołym i uśmiechniętym.
— Semko musi coś dla swej przyszłej korony knuć — począł paplać przed klechą. — Dokąd
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.