pargaminie, wszystko, co stanowiło podróżnych siłę, obyczaj, drogi kierunek a nawet ich pochodzenie. Śledząc te piętna człowiek, który to pismo odczytywać umiał, wiedział ile i jakich koni szło w orszaku, wozów lub sań, i jacy w nich jechali ludzie... Odległości między noclegami a popasami, obozowiska opowiadały im, czy ciągniono spiesznie, czy powoli, ładownie czy lekko. Z ognisk mogli obrachować ludzi, ze żłobów i wbitych do nich kołów, lik koni. Niedostrzeżone dla mniej wprawnych oczu znaki drobne, dozwalały ściśle naprzód obrachować i przewidzieć, kogo miano napaść i jak silną mogła być obrona.
Zacierać za sobą ślady te niepodobna było. Podróżny więc zimą wystawionym był na większe niebezpieczeństwo.
Z wyjątkiem kilku prostszych gościńców handlowych, dróg latem prawie nie było, tem mniej zimą, gdy je zamarzłe grzęzawiska i wody skracały. Zmuszeni podróżować puszczali się albo na oślep w pewnym kierunku, który gwiazdy i kora drzew oznaczała, lub biorąc po drodze przewód z ludzi znających kraje, które przebywać mieli, szli za niemi. Na dostanie po drodze pożywienia dla ludzi i koni niewiele rachować było można, musiano z sobą wieźć zapasy, oszczędzać je, a bardzo często noclegi i popasy pod gołem niebem odbywano. Klecono szałasy, jeżeli
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.