namiotków nie było, szukano zacisznego kąta, przypierano do wodopoju, wypasu lub stogów.
Niebardzo naówczas szanowano tu cudzą własność i konie żywiły się sianem cudzem, gdy innego nie było. Przypadł-li właściciel, opłacano mu się lub do bójki przychodziło, jeżeli orszak podróżny miał siłę po sobie. Tak samo i przewód brano nieraz groźbami, a zmuszony prowadzić przy pierwszej zręczności uchodził i często zostawiał podróżujących na łasce własnego ich rozumu.
Lecz i bez znajomości kraju kto podróżował wiele, umiał sobie dać rady w całkiem obcej okolicy. Za przewodników służyły wodociecze, ślady ludzi, i jego pracy, rodzaje drzew, pozostałości uprawy ziemi.
Z temi trudnościami podróżowania wszyscy byli oswojeni, z góry do nich przygotowani, a zasposobieni we wszystko, co w złym razie mogło ratować.
Kankis (brodaty karzeł) niewolnik litwin i młodszy od niego, także jeniec wojenny Wiżunas, należeli do szczupłego orszaku Semka, który tak rano z Płocka wybiegł, iż nikt prawie nie dostrzegł, w jakim się puścił kierunku.
Gdyby kto nawet był podpatrzył, iż w stronę ku Czerskowi znikli w lasach, nicby to nikogo nie nauczyło.
Litwini obaj wcale nie wiedzieli do czego będą
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.