Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/281

Ta strona została uwierzytelniona.

pomógłszy im postawić konie, skrył się do drugiej chaty.
Tam wrzawliwie a ochoczo przyjmowano u ogniska, około którego cisnęło się wszystko, dwóch Litwinów z obcych krajów, z niewoli powracających jakby cudem.
Kaukis, niemowa w Płocku, tu z radości odzyskał głos, mówił wyraźnie, a Wiżunasowi często już potrzebnych słów litewskich brakło. Rozpytywano się ich o te sąsiednie chrześciańskie kraje Lachów i Rusi, o których chodziły tu równie potworne opowiadania, jak gdzieindziej o Litwie.
Niewiasty przysłaniając się białemi fartuchami, obwijając namitkami, z bojaźnią patrząc na tych Litwinów obcych, przysłuchiwały się z kątów powieściom i wykrzykiwały z podziwu nad tem, co Wiżunas opowiadał.
Cała tam noc spłynęła na gwarze, a Kaukis sobie u dziewcząt wyprosił, aby mu co zaspiewały. Pamiętał nawet początek jakiejś piosenki, którą usłyszawszy zanuconą, rzewnie zapłakał.
Wiżunas smiał się, temu dusza się radowała. Miał przed sobą nadzieję powrotu, gdy starszy sierota, mógł tu się przywlec tylko na cmentarze i mogiły.
Nazajutrz rano Semko pierwszy dał znak do dalszego pochodu, a gdy ruszać mieli i go-