spodarz ich żegnał, podarkiem pieniężnym chciał, zawdzięczyć gościnę, ale go Litwin nie przyjął.
Kaukis miał tu czas rozpytać tak dobrze o dalszą do Wilna drogą lasami, pomijając drogi, iż pozostała część podróży znacznie skróconą i ułatwioną została. Śmielej też, wedle danych wskazówek mógł prowadzić, odżywiony tym noclegiem, który go odmłodził i pokrzepił. Wiżunas już nie śmiał się z niego.
W miarę jak się ku Wilnu zbliżali, niecierpliwość w Semku rosła.
Zdala wydawało mu się to łatwem, co teraz prawie niepodobnem uznawał.
Kto wie jak go miał przyjąć Jagiełło, a nawet, czy często na Ruś lub przeciw Krzyżaków wychodzącego, zastać mieli w domu?
Ważył Semko wiele i trapił się myślami. Ostatniego dnia, gdy Kaukis zapowiedział, że już byli blizko stolicy, zatrzymano się w lesie, ażeby w dzień biały nie wjeżdżać do miasta.
Brat Antoniusz, który czas jakiś, spędził tu w klasztorku swojego zakonu, uspokajał tem, że się on właśnie znajdował w stronie od Trok, to jest zkąd przybywali, i że aby się dostać do niego, przedmieść nie było potrzeba przebywać.
Dzień był jeszcze wielki, gdy na wzgórzu nad rzeką rozłożono się dla wypoczynku. Semko rad był, że się już zbliżał do celu. Rozpalono małe
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.