ognisko ludzie się końmi zajęli, gdy w niewielkiej odległości dał się słyszeć róg myśliwski.
Zerwali się wszyscy przestraszeni, gdyż bardzo być mogło, iż w łowach rozmiłowany Jagiełło sam w pobliżu miasta polował. Spotkanie z nim nieprzygotowane, Semkowi na rękę nie było; natychmiast więc dał znać ażeby ogień zgaszono i konie dawano, chcąc się skryć w głąb’ lasu.
Pospiesznie biegła czeladź kiełznać i juki kłaść pozdejmowane na grzbiety koni gdy trąbka po raz drugi bliżej jeszcze się słyszeć dała.
Jeden spokojnie się modlący brat Antoniusz, najmniejszej nie okazał obawy. Semko zbiegł sam po konia, inni głowy potraciwszy plątali się spiesząc i przeszkadzając jedni drugim, gdy z gąszczy na małym koniu wystąpił lat średnich, poważny mężczyzna, i stanął, równie osłupiały widokiem niespodzianych jakichś obcych ludzi, jak oni przerażeni byli ukazaniem się jego.
Chwilę panowało milczenie, miano czas nawzajem się sobie przypatrzeć. Mężczyzna, który wyjechał z lasu, wcale nie miał dzikiej ani też zbyt pańskiej powierzchowności. Wyglądał bardziej na zamożnego kupca lub mieszczanina, a w stroju jedna tylko czapka Litwina przypominała.
Kożuch pokryty suknem jasnem, na nogach buty niemieckiego kroju, z nosami, trąbka przez
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.