— Jadąc tu, mieliśmy miłość waszą na myśli, bylibyśmy się do niej jutro pewnie przez ojca przełożonego zgłosili.
— Należycie do zakonu Św. Franciszka? — zapytał Hawnul.
— Tak, jestem najniegodniejszem z dzieci Patryarchy naszego — rzekł Antoniusz.
Wzrok Niemca nie schodził z Semka, który pięknością swą, postawą szlachetną i choć skromnem ale kosztownem ubraniem i uzbrojeniem okazywał, że nie był pospolitego stanu człowiekiem.
— Tak, sam Bóg miłosierny was tu zesłał — dodał zakonnik — ale może nas tu i kto inny złapać, kogobyśmy dziś widzieć nie radzi!
Hawnul potrząsnął głową.
— Nie sądzę — rzekł. — Nasz wielki książe tak blizko miasta łowów nie lubi, bo zwierz w lasach tych przepłoszony, a młodszy brat pański musiał się gdzieś zapędzić daleko, gdy na moją trąbkę nie odpowiedział.
Semko, namyśliwszy się, podszedł do Hawnula a choć bardzo uprzejmym być chciał i stanu swojego nie życzył zdradzić, obejście się jego tak jawnie okazywało człowieka do rozkazywania nawykłego, iż Hawnul mimowolnie pierwszy mu się pokłonił. Książątko w nim widać było.
— Dowiecie się kto jestem — rzekł cicho — gdy tego będzie potrzeba, lecz nie idzie o osobę
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.