krzyżacki i ich okrucieństwo, dosyć chrześciańskiego imienia, aby życia pewnym nie być.
Z małą kupią, z żelaztwem i mosiądzem, dostałem się do Wilna. Zaprowadzono mnie na zamek do księżnej matki, starej Julianny, którą tu królową zowią. Tam, gdy mój towar rozkładałem, wszedł niespodzianie Jagiełło. Na widok mój, poczuwszy niemca, obcego człeka, cofnął się zaraz.
Księżna, która już wprzódy mówiła ze mną, i wiedziała, iż Krzyżaków nie cierpię, a nieprzyjacielem ich jestem, jak oni duchowieństwa naszego są wrogami; poszła syna uspokoić prosząc, aby piękny mój towar szedł zobaczyć.
Dał się skłonić do tego, choć widać było, z jaką obawą i nieufnością zbliżał się do mnie i do kupi, którą miałem z sobą. Obawiał się, aby noże i inne małe wyroby zatrute nie były. Kazał mi je wprzód na własnej skórze probować.
Poczęła się niby rozmowa, w ciągu której więcej słuchał, niż mówił. Musiałem się po rusińsku tłumaczyć, bo niemieckiej mowy, choć zrozumiałej sobie, nie cierpi. Rozpytywał mnie o Krzyżaków, a ja skorzystałem z tego, malując ich tak jak znałem. Śmiał się i rad był. Zakupiono u mnie prawie wszystko co miałem, a książe zażądał, abym mu się postarał o takie noże do łowów na dzikiego zwierza, o jakich słyszał, że je w Niemczech robiono, oprawując bogato.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom I.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.