do rodziny książęcej należeć musiało, lub było z nią blizko pokrewne.
Zdumienie nadzwyczajne malowało się na twarzyczce dziewczęcia, zdającego się dziwić zuchwalstwu człowieka tak nieopatrznie podkradającemu się pod te ściany, ku którym pod naj sroższą karą, zbliżać się nie było wolno nikomu. Zgadywała, że obcym musiał być, ten zabłąkany tu człowiek.
Oczy pięknego dziewczęcia i Semka spotkały się z sobą, wcale niestrwożone: i nie unikając się wzajemnie.
On i ona, jakby się wyzywali, przypatrując sobie, kto pierwszy ustąpi.
Jasnowłosa, niebieskooka nieznajoma, zmarszczyła się bardzo groźnie, nastawiła brwi srogo, podniosła dumnie różowe usteczka, rzuciła główką, sądziła, że się przelęknie zuchwały napastnik.
Semko się tylko zalotnie do niej uśmiechał.
Obyczaj ówczesny wprawdzie oddzielał płcie po klasztornemu, zamykał kobiety, ale działał na nie, jak haremy na wschodzie. Ośmielał je gdy się zręczność nadarzała, uniewinniał i napastliwość mężczyzn, i prędkie uleganie urokom zakazanego owocu.
Pomiędzy ciekawem dziewczęciem, a niemniej zajętym tem zjawiskiem niespodzianem Semkiem, odegrała się scena niema.
Na uśmiech jego, dziewczę przed chwilą tak
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/017
Ta strona została uwierzytelniona.