— Przyjmijcie go, proszę, odemnie z błogosławieństwem — rzekła — a nieoddawajcie nikomu chyba przy zrękowinach przyszłej waszej niewieście.
Tak się rozstali i Semko wyszedł dziwnie zmięszany, a Hawnul musiał to sobie wytłumaczyć wielką uprzejmością starej księżnej, której dziwił się zarazem i winszował mu.
Semko chciał tegoż dnia jeszcze wybrać się w drogę, musiał więc spieszyć nazad do klasztoru, chociaż Hawnul puszczanie się przeciw nocy odradzał, jeżeliby książe nie chciał do Trok dociągnąwszy, na zamku nocować.
Na wszystko godził się już Semko, byle nazad do Płocka podążyć, gdyż sprawy wielkopolskie i słowo dane Bartoszowi, nagliły do powrotu.
Pożegnawszy więc starostę, brata Antoniusza, który już suknię zakonną wdział i ochoczo się krzątał około klasztoru i kościoła, obdarzywszy ojców, pomimo zbliżającego się wieczora, Semko z dodanemi mu ludźmi i własną czeladzią, gościńcem ku drogom wyruszył...
Podróż ta obiecywała się być daleko spieszniejsza, gdyż dodany przewód, złożony z ludzi doskonale z krajem obeznanych, świadomych dróg, oszczędzał czasu wiele. Semko też ani siebie, ani towarzyszów swych nie szczędził, a koniom da-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.