łęzi bym go, bez sądu, razem z krwawym djabłem powiesił.
Świdwa, wojewoda, Bartosz we trzech jedno myśleli, wszyscy sprzyjali Semkowi, a stanowili siłę wielką.
Książe Mazowiecki bez nich ani się mógł pokusić o koronę, z niemi przewidywano, że Wielkopolskę opanuje.
U szlachty wysoko noszone imię Semka, w zniemczałych miastach i u tych co trzymali z niemcami, wrażało nieopisaną trwogę. Cień ojca Ziemowita, słynącego z surowości, przywiązanie książąt do starego obyczaju, unosiły się nad niem.
Lękano się go, jak piorunu! — mówi kronikarz współczesny — lecz znaczniejsza część kraju wzywała go jak zesłańca Bożego, pogromcę tego żywiołu, który groził zalewem i wynaturzeniem całej Polsce.
Spotkać ją mógł ten los, jakiego już doznał Szlązk oderwany, zniemczały, na którym rzadko ocalała, niewytrzebiona szlachta drobna, języka już swojego i rodu zapominała.
Panosze gotowi byli zbytku, rzemiosł i handlu, i co życie osładzało a lżejszem je czyniło, wyrzec się, byle skóry swej na niemiecką niezmieniać, a prawu teutońskiemu, które ich z lada przybłędami równało, nie ulegać.
Co żyło więc ruszało się, kupy i gromady
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.