— Arcybiskupa pewni być możecie — począł Bartosz. — Mamy go i strzedz będziemy, nadto dobrze czuje przy kim jest przewaga i siła, ażeby się zwrócił gdzieindziej.
Musicie jechać do Sieradzia... Wydane rozkazy, Wielkopolanie ściągną się gromadnie. Jeśliby jaki głos odezwał się przekorny, zagłuszym go. Przeciwko Jadwidze nie mamy nic, przyjmujemy ją dla was. Młodą jest, cudnej piękności i przynosi wam nowe prawo do tronu.
Semko żadnego znaku przyzwolenia ani wstrętu nie dawał. Słuchał pilno.
Kilkanaście dni dzieliło jeszcze od naznaczonego na zjazd dwudziestego ósmego Marca.
Bartosz oznajmiwszy księciu, iż stawić się był powinien, nazajutrz biegł do Wielkiejpolski powoływać, naglić, wypędzać do Sieradzia i umawiać się w jaki sposób Semka okrzyknąć miano królem, aby Bodzanta zmuszony głosem powszechnym, powagą swą potwierdził wybór i ogłosił Semka.
Słuchając rozognionego i przejętego tem Bartosza, książe zdawał się być dobrej nadziei i myśli, ale po odjeździe jego, zostawszy sam, znowu wpadł w zwątpienie.
Jątrzył go nielitościwy Henryk, który inaczej nazywać brata nie chciał, jak jego królewską miłością.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.