Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

Można ich było wziąć za przybylców zdaleka, gdyż ani jeden z orszaku nie miał na sobie ni stroju, ni broni, jakich powszechnie w kraju używano.
Dwór to był okazały, a sam pan, konno jadący, którego łatwo odróżnić było, wyglądał książęco i świetnie.
Lekka zbroiczka podróżna, hełm z podniesioną przyłbicą, pawiemi piórami nasadzony szeroko, bogaty pas rycerski, oręż błyszczący, okrycie konia w złote wzory szyte, ozdoby rzędu, twarz dumna, głowa do góry podniesiona, wejrzenie śmiałe, okazywały męża, czującego siłę swą i znaczenie.
On i jego drużyna z niemiecka przystrojona i uzbrojona, wjeżdżali na zamek jak do domu.
Straż też nie śmiała im drogi zapierać, choć nikt nie znał tego pana.
Domyślano się jakiegoś książęcia.
Oprócz Niemców, gdy cały dwór w podwórzu się znalazł, rozpoznać w nim było można Węgrów i Rusinów, ale polskiej twarzy ni mowy nigdzie.
Sądzili więc zamkowi ludzie, że jeden z zapowiedzianych posłów królowej Elżbiety przybywał, dla których tu gospoda naznaczoną była.
A był to książe Władysław Opolski, przez jednych „Rusinem“ zwany, przez drugich „Węgierskim wojewodą.“ Starego Ziemowita mazowieckiego szwagier, wuj młodego Semka, mąż