oznajmił, że niepoczesny klecha jakiś dopuszczonym do niego być pragnie.
Składał się on tem, iż od mistrza krzyżackiego Czolnera pismo przynosił do księcia.
Po krótkim namyśle, bocznemi drzwiami, wpuścić go kazał Władysław. Dumny pan zobaczywszy w progu stojącego bladego, mizernego, w sukience czarnej Bobrka, ani się poruszył z krzesła, ani go powitał. Wyciągnął rękę w milczeniu, pisma zapowiedzianego się dopominając.
Z wielkiem poszanowaniem i pokorą klecha wręczył je panu, który naprzód pilno począł przypatrywać się pieczęci, badając czy naruszoną nie była.
Chociaż książe Władysław, co naówczas wyjątkowem było, pismo czytać umiał, godność jego nie dozwalała, aby sam sobie zadał pracę rozpatrzenia w niem.
Do tego służyli lektorowie i kanclerze. Powołano więc księdza, niemca Waltera, który w podróży notarjusza i lektora pełnił obowiązki, razem pobożnemu księciu służąc za kapelana. W łańcuchu na szyi, w sukni wytwornie futrem obłożonej, na pana wyglądający duchowny, spojrzał na zbiedzonego Bobrka z wyżyny swojego dostojeństwa, dość pogardliwie, poszedł z listem do okna, tu na nowo pieczęć i napis na liście rozpatrzywszy, zręcznie go, nienaruszając mistrza pieczęci, otworzył.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.