jutrz, nie żegnając nikogo, pojechał oglądać swój konwent nowy i modlić się w kościele świeżo wzniesionym.
Semko, któremu nie starczyła, już wyczerpana summa u Krzyżaków pożyczona, spieszył nazad do Płocka, mając zamiar powtórnie prosić o posiłek zakonu.
Szlachta do ostatka zaprzysięgała mu, że go nie opuści i przeprowadzała odjeżdżającego z okrzykami. Tłumny zjazd w Sieradziu, jak skoro posłowie węgierscy, którym spieszno było odwieść odpowiedź królowej, wyruszyli ztąd, rozpraszać się zaczął z równym pośpiechem jak zgromadził. Arcybiskup powracał do Gniezna, zasmucony, przewidując trudności nowe.
Na rozjezdnem Wielkopolanie zmówili się wyjechać na spotkanie młodej królowej, wiedząc, że Małopolska zbiera się pierwsza witać ją u granicy, chcąc otoczyć i opanować tak, aby żaden wpływ obcy nie mógł się tu przecisnąć. Mieli za sobą szczęściem arcybiskupa, na którego liczyli, a bez niego koronacya odbyć się nie mogła. Bodzanta miał ich prowadzić.
Głośniej niż kiedykolwiek obwoływano Semka przyszłym królem, chociaż stronnictwo Domarata, rozejmem do czasu rozbrojone, trzymając się przy swych zamkach i grodach gotowało się do oporu.
Poprzedzała Semka do Płocka wieść umyślnie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.